niedziela, 14 października 2012

50 twarzy Grey'a



Recenzja do gazetki szkolnej, do której czasem piszę....

Smagnięcia pejczem, skórzane pasy krępujące ręce, podniecające ukąszenia…

Większość pewnie już wie, jaka pozycja zostanie przeze mnie skrytykowana i zmieszana z błotem w tym numerze… Jednak dla tych, którzy jeszcze się nie domyślają, mam krótką i zwięzłą odpowiedź…
„50 twarzy Greya” E.L. James.
Wzbudza kontrowersję? Niesmak? Czy może raczej budzi nowe zmysły? Pożądanie? Zanim jednak sięgniemy po książkę, warto jest dowiedzieć się czegoś o autorce…

Pod pseudonimem E. L. James ukrywa się była producentka telewizji BBC Erika Leonard. Początkowo zamieszczała swoją twórczość na blogu fanów sagi o wampirach - miała to być kontynuacja losów bohaterów "Zmierzchu". Jej wpisy zostały jednak usunięte jako zbyt pornograficzne. Wydawnictwo, które odważyło się opublikować książkę Leonard, nie spodziewało się takiego sukcesu i burzy medialnej. Niedawno w bitwie o zekranizowanie "Pięćdziesięciu twarzy Greya" brały udział największe wytwórnie filmowe. Krucjatę przeciwko powieści rozpoczęli już niektórzy duchowni. Autorka jeszcze podgrzewa atmosferę, mówiąc w wywiadach, że w "50 twarzach Greya" opisała tylko swoje fantazje erotyczne.

Tyle powinno nam w zupełności wystarczyć, by zamiast wydawać pieniądze na tą pozycję, zakupić na przykład słodycze. Niestety, są i tacy ciekawscy, między innymi ja, którzy nie wiedzą co robić z pieniędzmi, więc kupują takie pisadełka jak to, ponieważ gdybym nazwała to powieścią, obraziłabym takich pisarzy jak Meg Cabot, Bram Stoker, Stephen King czy nawet Henryk Sienkiewicz.
Jak oczywiście się wszyscy domyślają, filary tej książki to sceny erotyczne Uległej i jej Pana… Ale zacznijmy od początku…

Książka zaczyna się od przedstawienia nam wyglądu głównej bohaterki – Anastazji.  Wystarczy nam pierwszy akapit, żeby stwierdzić, że dziewczyna jest najbardziej zakompleksioną kobietą roku ( cóż za podobieństwo do Zmierzchu ).
Kolejne wydarzenia oczywiście mają za zadanie dobić nas jeszcze bardziej. Wyobraźmy sobie bowiem, że jesteśmy dziennikarzami, którzy musza przeprowadzić wywiad z kimś bardzo znanym, często pokazującym się w mediach… I nagle łapie nas choroba? Kogo innego moglibyśmy wybrać na swoje zastępstwo, jak nie totalnie pozbawioną gracji, zakompleksioną, niepewną siebie, nic nie wiedzącą o tym człowieku swoją współlokatorkę?! Niewiarygodne? Takie rzeczy tylko w 50 twarzach…
Ale to przecież jeszcze nie koniec.  Już po chwili bowiem, nasza kochana bohaterka pojawia się na wywiadzie, z nieziemsko przystojnym, greckim bogiem Adonisem… Akhm, nie przepraszam. Z nieziemsko przystojnym, greckim bogiem Christianem Grey’em.  W każdym calu, dosłownie, idealny.  A ona? Ona oczywiście nie może zapominać o tym,  że jest teraz świetną podróbką Belli, więc zaraz na progu wykłada się jak długa na podłodze Adonisa Christiana Grey’a.
A to jest wciąż dopiero pierwszy rozdział…

Pomińmy więc teraz te wszystkie wstępy, aż za bardzo oczywiste sygnały, jakie wysyła naszej biednej Anastazji Christian, oraz fiołkowe zaloty biznesmena, i przejdźmy do tego, co interesuje Was drodzy czytelnicy najbardziej…
Seks.
A tego w tej książce jest od groma.  Z chęcią przytoczyłabym Wam nawet niektóre cytaty,  które z pewnością od razu zniechęcą Was do tej książki, jednak wiem, że to byłby pewnie mój ostatni artykuł w tej gazecie. Wracając jednak do konkretów.
A są one następujące:
Christian Grey, zamożny biznesmen, tak naprawdę jest skrytym fanem BDSM, czyli inaczej stosunków płciowych polegających na zasadach Pan i Uległa. Wierzę w waszą wyobraźnię, że dopowiecie sobie resztę…
Pani Leonard zbiła fortunę na tym, że my usilnie próbujemy wyobrazić sobie niektóre sytuacje z jej książki. Opisy większości scen są bowiem niedopracowane, obrzydliwe… Mam wrażenie, że po przeczytaniu tej książki, mój zasób słów zmniejszył się o 20% a mózg wypłynął uchem.  Wam też to grozi, ale i tak wyczuwam, że będziecie chcieli to przeczytać.  Nie liczcie jednak na nic specjalnego, pozycja jest bowiem drętwa, pozbawiona granic, a zakończenie nie ma za grosz sensu.  Ufam jednak, że nie dobrniecie do zakończenia, tak jak mnie, głupiej się udało. Zrobiłam to jednak tylko na potrzeby artykułu.
Pragnę również zaznaczyć i przypomnieć, że autorka chyba czasami nie wie co zrobić z bohaterami, dlatego właśnie wstawia sceny erotyczne. Seks na biurku, seks pod prysznicem, seks w jakiejś szopie, seks w windzie… Nie, to był żart, nie było seksu w windzie. Było za to pieszczenie się pod stołem, w domu rodziców Christiana, podczas gdy ci jedli obiad. Właśnie przy tym stole.  Jeszcze  nie do końca obrzydzeni? To nic …  Mam tego więcej… Ale nie, nie dam Wam.  Poszukiwanie tych cytatów sprawi tylko, że nic już pewnie nie zjem, przez najbliższy tydzień.
Podsumowując… Książka nie pobudza zmysłów, nie odkrywa naszych ukrytych pragnień, za to odkrywa składniki naszego obiadu, które z pewnością wrócą się, jeśli przeczytacie tą książkę.

Tak więc daję jej  cudowną, piękną, upragnioną ocenę -1/10 i liczę na to, że Nasze pokolenie jednak naprawi ten świat, bo jeśli nie to boję się tego, co będą czytać moje dzieci…  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz